Odkąd stało się to możliwe, człowiek zaczął gromadzić wiedzę w postaci tekstów. Pamięć bywa ulotna i, gdyby nie forma pisemna, dziś już prawdopodobnie nikt nie pamiętałby, że to Bogwał zaproponował swojej żonie zmianę przy żarnach gdzieś w okolicach 1270 roku, wypowiadając słynne daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj.
Wieść o dżentelmeńskiej naturze Bogwała przetrwała wieki dzięki zachowaniu wydarzenia pod postacią tekstu, skrzętnie zanotowanego w Księdze Henrykowskiej przez opata Cystersów, stając się najstarszym znanym zdaniem zapisanym w języku polskim. Umiejętność pisania ma jednak małą wadę – jej istnienie nie ma sensu bez umiejętności czytania. Krótko mówiąc, pisanie jest zasadne wtedy, gdy towarzyszy mu czytanie, ergo istnieje odbiorca na stworzone treści. A z tym bywa już gorzej.
Sondaż przeprowadzony przez Bibliotekę Narodową we współpracy z TNS OBOP wykazał, że pomiędzy rokiem 2004 a 2008 odsetek prawdziwych czytelników (czytających od 7. książek rocznie) zmniejszył się o ponad 50%, z 22-24% do obecnych 11%. Od 2010 roku w badaniu wprowadzono więc nową kategorię, by poznać odsetek Polaków, którzy w ciągu 12. miesięcy zapoznali się z przynajmniej 3. stronami tekstu miesięcznie, jednocześnie deklarując, że nie przeczytali żadnej książki. Dla roku 2012 wynosi on 41%. Jak napisano w raporcie:
To zwiększanie się liczby ludzi, którzy mają wystarczające kompetencje i motywacje, aby obcować ze stosunkowo długimi tekstami, a jednocześnie unikają lektury książek, wydaje się szczególnie dobitnie świadczyć o malejącej roli tych ostatnich w całości współczesnych praktyk czytelniczych. Można dodać, że ta reorientacja na inne niż czytanie książek formy obcowania z tekstem, dotyczy także tych kategorii respondentów, w przypadku których spadek zainteresowania książkami w ostatnim czasie zaznaczył się szczególnie silnie – nasto1atków oraz osób z wykształceniem wyższym. Warto zauważyć, że najmłodsi czytelnicy wykazują tendencje do tego, by nie czytać książek w całości. Z jednej strony wynika to zapewne ze sposobu nauczania języka polskiego, z drugiej wiąże się z dostępnością bardziej syntetycznych form tekstowych — wpisów na blogach czy portalach społecznościowych — które łatwiej i lepiej zaspokajają pewien repertuar potrzeb czytelniczych niż na przykład narracja powieściowa.
Niedawno w mojej skrzynce na listy znalazłem plik ciekawych materiałów. Kilka chwil wcześniej plik ów został w całości do skrzynki dostarczony, na ulicy stała jeszcze furgonetka firmy zajmującej się dystrybucją. W ręce trzymałem 114 stron pogrupowanych w 7 gazetek reklamowych. Kolorowe, skondensowane, mocno syntetyczne i łatwe w odbiorze treści, hurtem wepchnięte w gardło wygłodniałego konsumenta – tak muszą sądzić ci, którzy decydują się na grupowe dystrybuowanie swoich materiałów reklamowych.
Z niniejszego tekstu płyną dwa ważne wnioski.
Po pierwsze – jeśli uważasz, że Twoja gazetka reklamowa lub ulotka jest efektywnym sposobem dotarcia do Twojej grupy docelowej* to spieszę poinformować, że plik ciekawych materiałów trzymałem w ręce dopóty, dopóki policzyłem wszystkie strony wrzucone w jednym pakiecie do mojej skrzynki, jednego tylko dnia. Następnie owy pakiet wylądował w koszu, tak jak dzieje się to zazwyczaj.
Po drugie – dla 41% społeczeństwa jednorazowe dostarczenie gazetek reklamowych może oznaczać zaspokojenie pewnego repertuaru potrzeb czytelniczych na najbliższe 38 miesięcy. Jeśli niesiesz ten kaganiec oświaty i dostarczasz tych igrzysk, śmiało możesz rozbudować dział Misja Firmy na swojej stronie www.
* dwa dni wcześniej przedstawiciele pewnej ogólnopolskiej sieci handlowej zapytali mnie, czy co tydzień otrzymuję do skrzynki na listy ich ulotki. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie wiem. Wyciągam wszystko co jest w środku i po odfiltrowaniu korespondencji od plew te drugie umieszczam hurtem w koszu. TL; DR.